Hueh hue i kolejny dzien ma sie ku koncowi...
Dzisiaj z Kasia jakos nie mialysmy nastroju do zbyt długiego spacerowania, wiec wrócilysmy dość szybko do domciu i teraz prawadzimy cybernetyczne rozmowy... hueh dla nas kazdy sposob porozumiewania jest dobry... Nawet nasze niepowtarzalne rozmowy na "migi" czasem nam wystarczaja :)) Tak to juz jest jak sie zna człowieka tak duzo czasu i niekiedy nie potrzeba wcale słow aby sie z nim dogadac... Mysle ze my jestesmy tego doskonałym przykladem :)
Dzisiejsza szkola... ano nic sie niezwyklego nie dzialo... Niestety :) Chodz nudno nie bylo (tzn bylo ale tylko w czasie lekcji wiec korzystajcac z tego ze i tak nie mam nic ciekawego do roboty przeczytalam dosc ciekawe ksiazke Jonathana Carrolla "Czarny koktajl" Gorąco polecam ! hue hue)
Rano rozpoczela sie kolejna podroz moich starszych.... tym razem pojechali na dzialke... Nie jest to taka typowa działka gdzie sie uprawia marchewke, pietruszke, pomidory i jablka. Prawede mowiac to nie jest zupelnie tego typu dzialka. Bo tak naprawde to tam nic nie hodujemy... Jest to działka rekreacyjna, znajduje sie w Tarnowie Jeziernym (taka wiocha kolo Sławy, kolo Głogowa, niedaleko Zielonej Góry :)) Rodzice kupili ta dzialke jakies blidko 8 lat temu (jejku jak to szybko minelo, a wydaje mi sie ze to bylo tak niedawni) no i od tamtej pory rozpoczal sie moj koszmar zwiazany z tamtym miejscem . Na początku owszem, lubialam tam jeździc... ladne okolice, las, jezioro , spokoj mozna ksiazki poczytac, posłuchac muzyki itp. Ale to mi odpowiadało kiedy mialam jakies 9 lat... potem zaczelam tam narzekac na brak towarzystwa.... Niestey jesli sie jeżdzi w jakies miejsce gdzie sie nikogo nie zna, załozmy tlyko na 2 dni i to tylko z rodzicami, to nie ma za bardzi szans zorganizowac jakas paczke... Przynajmniej mi sie nigdy nie udało- moze dlatego ze nigdy sie tak naprawde nie starałam (hueh wbrew opini niektorych osob ja naprawde jestem nieśmiala !) I z czasem zaczeło byc coraz wiecej problemow z tymi wyjazdami.... bo ja nie chcialam jechac, bo czulam sie tam samotna (ble jak ja nie lubie tego uczucia). Wolałam siedziec we Wrocku z moimi przyjaciolmi niz włoczyc sie ze starszymi po jakis lasach na jakims zadupiu... Z czasem roznie ten problem rozwiazywalismy...Albo ja szlam na ugode, ale tego chyba nie mozna nazwac ugoda... Było po prostu tak, ze jechalam z nimi ale wtedy te dni byly dla rodzicow koszmarem... Kłociłam sie z nimi, obrazałam, robilam awantury. Po jakims czasie doszłi do wniosku ze to nie ma sensu... Teraz oni szli na kompromis... ale nie do konca... Owszem mialam jechac ale moglam ze soba kogos wziac... Raz nawet z ratem na 9 dni tam pojechalismy bo rodzice nie chcieli psuc sobie urlopu a tak to i ja zadowolona i oni wypoczeli :) Ze 2 razy chyba Kasia jechala z nami... Najdłuzej było to w tym roku na przełomie maja i czerwca... Na Boże Ciało... Huehu wtedy to sie działo.... Niby tylko kilka dni... ale takich naprawde swietnych.... cały czas prawie spedzilysmy razem, a to na spacerze, a to na rowerach albo sie opalałysmy ostro w polarach pod kocem bo "lekko" zimno było. No i te niezapomniane dyskoteki wiejskie.... W czasie jednego wieczoru poznalysmy cala wioske... Hueh a od tamtej pory jeszcze tam nie bylam... Mialysmy jechac na wakacje albo z Kasia albo z kolezankami, ale niesety nie wypadło :( A szkoda. bo tam nie jest źle...pod warunkiem ze jedzie sie ze znajomymi i z zamiarem zabawienia sie.... :) Teraz jednak, od kilku lat jezdze tam baardzo zadko... kiedys jeżdzilam raz na 2 tygodnie. a teraz ostatni raz bylam tam wlasnie na poczatku czerwca.... Jak rodzice tam jeżdza to ja z reguly zostaje z dziadkiem (tak jak dzisiaj). Ale już powoli zaczynam miec tego dośc (juz chyba zreszta o tym pisalam) I wczoraj mamusce powiedzialam ze wole zostac sam.... przyjela to do wiadomosci... Ale od nastepnego razu bo teraz juz dziadka "zamowila" a głupio go "odwoływac".. Ale to tylko 2 dni... jakos przezyjem :)
AAAaa wlasnei ! Zapomnialam napisac bardzi waznej (dla mnie rzeczy) !! Wczoraj jak wracalam ze szkoly... nagle zza krzaków wyłonił sie Marek (ten Marek!) Na skrecenie było juz za późno... Nie było rady, musialam sie na niego natknac... Ale sie zszokowalam , serio ! Marek przywitał mnie z usmiechem, tak jak zawsze... zaczał mowic ze ma juz dosc nauki- tak jak zawsze, podziekował za sobote i nawet odprowadzil mnie do domu... Tak jakby zupelnie wymazał z pamieci ta niedziele i ta wtope... Bo nie wspomniał o niej ani słowem... Po tym spotkaniu kamien spadł mi z serca... czyli nie stracilam tego,co tak lubialam :) Wszystko trwa dalej.... Hueh tylko sie wkurzylam bo Marek sie nie zgodzil abysmy z Kasia przeprowadzily wywiad z diakonami do naszej gazetki (ciekawe czemu.. my mamy z nimi taki dooobry kontakt ... :)) ) Hueh az miło o tym pomyślec...
Okej, koncze ta notka bo Kasiunia juz mnie popedza ze chce ja przeczytac, wiec nie bede jej tego utrudniac :) Jak mi sie cos jeszcze przypomni to napisze jak nie- to zawsze moge to jutro zrobic :)) Pozdrówka ! :D