Najnowsze wpisy, strona 6


gru 20 2002 I Po WiGiLiII kLAsOWeJ :-)
Komentarze: 1

No jak juz dzisiaj zdazylam sie pochwalic, co zreszta nie jest dla nikogo zadna nowoscia: Zaczely sie ferie swiateczne :-) Nareszcie :-) Ale nie o tym chcialam pisac... Tylko o wigilii klasowej... jak to byo i w ogole...

No wiec zaczela sie o 12.... no moze z lekkim poslizgiem. Bylo ciasto, barszcz, uszka, owoce, slodyczne, nawet tato Ani zrobil paszteciki. Z kata sali dobiegaly z magnetofonu dzwieki kolend, a dookola nas byly swiateczne ozdomy. Normalnie wigilia jak sie patrzy :-) Ciutke po 12 przyszlo czesc naszego szanownego grona pedagogicznego aby zlozyc nam zyczenia. Troche dziwnie brzmialo jak zyczyli nam dobrych ocen... Przeciez to od nich zalezy jakie oceny mamy... gdyby nam dawali latwiejsze sprawdziany to by i oceny lepsze byly... Echh nie ważne. Potem cala klasa dzielila sie oplatkiem. Nie wiem czemu ale czesciowo wydawalo mi sie to takie sztuczne. Bo co zyczyc chlopakowi z ktorym przez caly pobyt w LO zamienilam moze 10 zdan ? No może troche przesadzilam, ale chodzi mi o to ze czesto bylo tak, ze podchodzilam komus zlozyc zyczenia, a tak wlasciwie to nie wiedzialam co zyczyc, bo nie mam pojecia o tej osobie: ani czym sie interesuje, ani co lubi ani nic. Wiec co zyczylam ? Standardowo spelnienia marzen, dobrych ocen i duzo szczescia. Bo co innego zyczyc niemalze obcej Ci osobie, ktora niby tyle widuje a tak naprawde nic o niej nie wiem ? Bo nasza klasa jest bardzo podzielona i taki prawdziwy kontakt mam moze z 10 - 12 osobami a z reszta prawie wcale nie gadam, zreszta nie tylko ja. Co innego zlozyc zyczenia Grzybci, Loskowi czy Jajkowi o ktorych tyle wiem a co innego np Olce z ktora nawet czesto sobie "czesc" nie mówimy. Inna kwestia: Zlozyc zyczenia bozonarodzeniowe nauczycielom. Oczywiscie nie wszystkim, ale akurat tym ktorzy z nami byli ciezko mi bylo cos dobrego wydusic. Pani od francuskiego: Ja sie jej po prostu boje, nie trawie jej i czuje ze ona mnie tez nie. Wiec po co te sztuczne uprzejmości ? Obeszloby sie bez nich...

Ale tak ogolnie to nie moge powiedziec. Wigilia bya badzo udana. Zawsze to jakis sposob na zintegrowanie klasy. No i na pewno lepsze to niz siedzenie na lekcjach, tymbardziej ze tego dnia i tak chyba nikt by sie na nauce nie skupil :-) Cala "uroczystosc" trwala niecale godziny. Przed 14 00 wyszlam do domu. I takie dziwne uczucie mna targalo. Jakbym cos zostawiala za soba. Jakis inny swiat, Tak wlasnie czasem czuje. Ze zyje w dwoch swiatach. Jednym z nich jest szkola, koledzy z klasy, a drugim Kasia, internet i przyjaciele. Kiedys te swiaty byly od siebie jakby bardziej oddzielone...Teraz powoli zaczynaja tworzyc jedna calosc... Ale nie zawsze... I dzisiaj wracajac do domu mialam wrazenie ze za zostawiam cos za soba na bardzo dlugo, jakby cos sie konczylo.... No konczy sie rok kalendarzowy ale przeciez to nic nie zmieni... Mimo wszystko bylo mi o dziwo szkoda "tamtego" swiata... Dopiero gdy weszlam do siebie na osiedle poczulam sie lepiej, bo wiedzialam ze cos tu na mnie czeka i ze zaczynaja sie ferie, przeciez tyle na nie czekalam :-))

Oksa nie smece, bo pewnie i tak nie zrozumieliscie o co mi chodzi bo tego nie wiem nawet sama ja :-))

Pozdrawiam :-)

celqa : :
gru 20 2002 ...
Komentarze: 0

  ...

Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju.

 

Juuuuuuuupi :-))

 A dla mnie w koncu nadszedl czas ferii  i odpoczynku ! Mam zamiar tak wlasnie niemalze 2 najblizesz tygodnie wykorzystac! Wam też tego życzę :-))

celqa : :
gru 20 2002 Ale ze mnie leń :-)
Komentarze: 0

Aaa!! Mialam isc na lekcje na 9 55... ale sie rozmyslilam :-) Stwierdzilam ze pojde dopiero na wigilię klasowa na 11 40 :-)) No to mam jeszcze trochę czasu, to może coś napisze bo spiochy jeszze spia i nawet nie mam z kim pogadac... a może ich pobudzić ? Hueh może lepiej nie... :-) Jeszcze tylko jakieś 2 godziny na wigilii i swieta... Hmmm dziwne te swieta teraz sa, dlaczego ??!!
Dzisiaj jest 20 grudnia, do świąt pozotalo jedynie 4 dni, a ja jakos narazie nie czuje tej swiatecznej atmosfery. Gdy byłam młodsza, w adwencie codziennie chodzilam do kosciola na Roraty, a dnia na dzien widzialam ze Pan Jezusek jest coraz bliżej złóbka, naprawde go oczekiwałam. A teraz nic kompletnie. Nawet do spowiedzi mi sie isc nie chcialo, zasłonilam sie choroba. Zawsze skarze sie na rodzicow i dziadkow ze dla nich te swieta nich duchowego nie znacza.. a tym samym staje sie powoli taka jak oni... Nie chce tego... chcialabym być snów 8letnia dziewczynka z dwoma warkoczykami biegnaca po sniegu do Kosciola z kolorowym lampionem, cieszaca sie z nadchodzących świat, z niecierpliwoscia czekajaca na pasterke - przeciez to zawsze bylo dla mnie tak waznym wydarzeniem. Potem w KSMie chetnie koledowalam w drewnianej szopie robionej przez chłopakow, w Lukasza  bialej albie z tekturowymi skrzydlami na plecach przebrana za aniołka. Tak wiele mi to radości dawało. Albo ubieranie choinki. Zawsze czekalam na ten dzien, to było dla mnie swietem, a teraz w somu sa tylko kłotnie kto to zrobi i dlaczego ja to musze znów robić ? Przeciez to niesprawiedliwe.Jak kazde dziecko strasznie cieszykam sie oczywiscie rowniez z prezentow a teraz nawet one mnie nie bawia..  Moze dlatego ze czesto dziadkowie ida na latwizne, daja mi po prostu pieniadze... a tego ja nie chce.. Wolałabym dostac jakas pierdolke, ale zebym widziala ze wlozyli serce przy jej wyborze, ze mysleli nad tym, ze mniej wiecej wiedza co by mnie moglo ucieszyc. Sama bardzo lubię robić prezenty, ale czesto po prostu nie wiem co mam kupic, Bo co może uszczesliwic 80letnia kobiete ktora wiecznie mówi ze jej nic do szczescie nie potrzeba ?! Nie wiem...
Tak bardzo chcialabym wrócic do dzieciecych lat zeby znow mnie cieszyly mnie wigilijne spotkania rodzinne, droga do kosciola wsrod pruszacych dookola platkow sniegowych... Tak bardzo bym chciała cofnąc czas... chociażby na ten swiateczny czas
...

celqa : :
gru 19 2002 Grrr....
Komentarze: 0

Grrr... blogi padly, cos im sie to ostatnio dość czesto zdarza... a ja juz mam w offline dwie notki napisane, tak mnie jakos na myslenie i pisanie wzielo. W szkole juz luz, Jutro tylko wigilia klasowa i swieta... Jejku jak mi tego bylo potrzeba, nie zdajecie sobie nawet sprawy. W koncu odetchne, choc chyba tak do konca narzekac nie moge, bo tragicznie nie było, bywało gorzej :-)

A na dzisiaj juz koncze pisac, kolorowych znów wszystkim życze :-) Pozdrowionka :-))

celqa : :
gru 19 2002 Ojciec...
Komentarze: 3

Mój Ojciec...

Nie wiem dlaczego wzielo mnie teraz na przemyslenia o moim ojcu...Moze dlatego ze jestem tylko z nim teraz w domu...Matka po pracy miala jakas sluzbową wigilię i jeszcze nie wróciła (jest godzina 21 20) a z domu wyszla o 6 30 rano. Pewnie specjalnie nie wraca, dalej sie do ojca nie odzywa.... Kiedyś im przejdzie..

Sama sobie sie dziwie dlaczego wczesniej nie napisalam nic o ojcu ? Owszem jechalam po rodzicach, ogolnie ze sa poryci i ze ich kocham, ale chyba najwyzsza  pora zastanowic sie nad osobą Ojca w moim życiu.

Zaczne od początku, no może prawie od poczatku. Kiedy bylam w zerowce, pierwszej oraz drugiej klasie ojciec wyjechal na delegacje do Czech, zeby zarobic. Jak wiadomo dziecko 6-8 lat poznaje swiat, poczatek szkoly , nowe znajomosci obowiazki, kształtuje sie jego psychika. Niestety wtedy ojca przy mnie nie bylo. Nie mogę miec oczywiscie do niego o to pretensji, chcial dla nas dobrze. Gdyby nie ta praca nie mielibysmy samochodu, działki itp. Faktem jest ze do domu przyjezdzal prawie co kazdy weekend, ale oczywiste bylo ze wtedy chcial pogadac, rozluznic się, wiec pil. O rozmowach nie bylo mowy, praktycznie oprocz tego co mu matka powiedziala nie wiedzial o mnie nic.. Swoja nieobecnosc chcial mi wynagrodzic prezentami ktore mi przywozil... Ale to nie było to. Mi było potrzeba ojca. To nie jego wina ze wyjechal, ale wydaje mi sie ze przez to stracil wiele z mojego wychowania, z mojego zycia. Przez te ponad 2 lata stracilismy kontakt ze soba... Nie potrafilismy ze sobą rozmawiac...

 Tak na dobra prawe to dalej tak jest. Kazda sprawe jaka mam do zalatwienia ide z tym najpierw do matki, zeby ona ojcu przekazala... Bo ja nie potrafie z nim gadac. Bo zawsze przychodze w nieodpowiedniej porze: albo wlasnie je, albo czyta, albo oglada telewizję. Zreszta czuje ze nie ma do mnie cierpliowsci. Wlasnie matka wrócila. I widac juz roznice. Jak ojciec przychodzi do domu, rzucimy sobie zdawkowe "Czesc" ale na tym sie konczy. Matka przyszla i juz opowiadamy sobie jak nam minal dzien. Z ojcem nigdy nie gadam co u nas słychać. Tylko sporadycznie po kilku piwach ojciec sie zapyta jak tam w szkole, zdecydowanie jednak wystarcza mu prosta odpowiedz : "Dobrze". Może wydaje Wam sie ze to pierdola, ale ja czasem naprawde odczuwam brak kontaktu z ojcem. Matka wie o wszystkim o moich przyjazniach, wrogach, miłosciach... Ojciec tylko oglnie czy mam chłopaka czy nie, zna Kasię. Zauwazylam ze nawet kiedy mu powiem o swoich planach, swoim zyciu po prostu mnie nie słucha. Sebastiana znam juz tyle czasu, tyle razy mówiłam ojcu o nim a za kazdym razem gdy o  nim wspomne ojciec pyta: Kto to Sebastian? Prawie 3 lata chodze na spotkania piatkowe na RRN, a za kazdym razem o tej samej porze slysze pytanie: Gdzie sie wybierasz. Bo tak, to zdecydowanie go interesuje, ale też nie do konca. Interesuje go zeby mi kazac wrocic wczesnie. Ostatnio tez tak bylo. Prosilam abym mogla miec w sobote wiecej czasu, bo zlot jest, bo mi zalezy. Ojciec jak zwykle powiedzial, ze nie ma mowy, ze mam byc o 11 w domu. Po krotkiej klotni dopiero powiedzial "A idz gdzie chcesz i wracaj kiedy chcesz, nie interesuje mnie to" I tak wlasnie się z nim gada. Mamie spokojnie wytłumaczyłam ze bede o 0 30 bo tak mam autobus i nie było problemu. I wszyscy byli zadowoleni,bo wrociłam na czas. Ale ojciec musial sie postawić.

Tak samo jest ze szkoła. Tak ogolnie to nie interesuje go co u mnie w szkole słychac, raz byl tylko na wywiadowce (bo mial do wyboru isc na wywiadowke albo przyjmować ksiedza- wybral to pierwsze). Ale nic sie nie dowiedzielismy z niej. Bo jego to nie interesuje, ma swoje problemy. Co do mojej edukacji wtraci sie tylko jak zobaczy ze mam slabe oceny. Wydrze sie ze sie nie ucze, ze sie nie staram. Sam twierdzi ze to moj problem ze nie moge zrozumiem matematyki i ze powinnam sie cieszyc ze mi amtka pomaga bo jemu nikt nie pomagal. Fakt, wiem ze mial naprawde ciezke dziecinstwo. Ojciec od nich odszedl gdy byl jeszcze malym chlopcem, wychowywala go matka, moja babcia, prosta kobieta ktora rzeczywiscie nawet nie miala jak mu pomagac w lekcjach. Ale czy to znaczy ze ja tez mam z tego powodu cierpiec ?

Wiem, ze było mu naprawde trudno, tymbardziej ze znam babcie  i jej zasady: Nikomu nie ufaj, kazdy to wróg. To pewnie powodowalo ze ojciec nie mial zbyt wielu znajomych, czul sie samotny. Zreszta dalej tak jest. Dalej oprocz jednego malzenstwa nie maja zadnych przyjaciol, zreszta od nich tez sie powoli odsuwaja.. Czasem gdy spotykamy sie w gronie : ja, Matka, Ojciec i Dziadek a na stole jest pusta butelka ojciec mowi ze jako dziecko bardzo brakowalo mu taty, ze sama nie doceniam tego co mam. Doceniam, ale jak mam to okazywac ? Całowac go po stopach ? Echh nie wiem.

Nie moge miec do Niego zadnych zarzutów kiedy go o coś poprosze, np naprawienie walkmana, przybicie gwozdzia to zawsze to robi, czasem sie tylko nasłucham ze w sumie jestem juz duza i ze moglabym sama to robic (no moze oprocz naprawy walkmana).

 Co mnie jeszcze boli w kwestii ojca ? To to, ze nigdy, naprawde nigdy nie usłyszalam od niego dobrego slowa, zadnej pochwaly. Przykladowo ide na dyskoteke, nigdy nie powiedzial ze dobrze wygladam, ale zapyta sie czy ide sie kurwić ? Ze wygladam jak marylin Manson po śmierci albo cokolwiek w tym stylu. Nigdy nie pogratulowal mi 5 w szkole, ale za 1 nie raz zebralam jazde, czemu sie nie nauczylam ?! wiecznie mi mówi ze nic nie potrafie zrobic, ze powinnam sie wlaczac do prac w kuchni. Czepia sie ze piec ciast nie umiem, ale nie pamieta ani tych ciasteczek co je pol dnia robilam, jablecznika ktory z Kasia robilam.... Nie to jego pamiec wymazala z pamięci. Dla niego i tak jestem pod tym wzgledem zerem.

Ostatnio najbardziej doskwiera mi to, ze pije. Trochę głupio mi sie tak skarzyc na to, tymbardziej ze czytaja to moi znajomi, ale w konu po to prowadze tego bloga aby mu sie wyzalić. Alkohol.... kiedys nie wierzylam ze ma az taka destrukcyjna sile...Tymbardziej ze sama lubie wypic, ale to jest cos innego. Ojciec po kilku piwach robi sie agresywny. Jak juz tu pisalam rozwalil pilota od Tv, matka ma od tego siniaka. Fakt, na mnie nigdy nie odwazyl sie podniesc reki (skoczylo sie na wyzwiskach: szmata, kurwa itp) ale czasem wolałabym chyba dostac wpierdol bo te slowa bardziej bola... Szczegolnie z ust wlasnego ojca.. Wiem, ze czasem sama go prowokuje, ale nie nawidze jak po pijaku bierze sie za moje wychowanie, po spoznij sie z tym trochę... A ja naleze do osob ktore nie dadza soba pomiatac, wiec na atak jest odpowiedz itd. Tak sie wlasnie rozpetuje kłotnia. Choc ja i tak staram sie nie wchodzic mu w droge, zamykam sie w pokoju przed komputerm i dopuki nie przyjdzie i nie zacznie mi gadac, ze znow marnuje czas na chacie, ze znów zajmuje sie czyms ogłupiajacym to jest spokoj. Gorzej kiedy przekroczy granice mojego "terytorium".

Nie wiem co o nim pisac.... z tej notki mozecie wywioskowac, ze moj ojciec jest potworem. Ale nie, tak nie jest, Ma sporo wad, to prawda, ale ja GO KOCHAM ! Jest moim ojcem ! Dzieki niemu jestem na tym świecie ! Dzieki niemu mam dach nad głowa, co jesc do szkoly boso też chodzić nie muszę. Kocham go za wszystko co dla mnie zrobil, wiem ze chc dla mnie dobrze, ale ponieważ w domu sam nie mial zbyt dobrego przykladu sam nie wie jak mi pomóc. Teraz gdy kolejny dzien nie gada z matka jest mi go zal. BO jest taki samotny. Ja z nim rozmawiać nie umiem, matka sie nie odezwie. Nie potrafię tego wytłumaczyc, ale nawet po najwiekszej kłotni, pomimo ze sie zarzekam ze go nie cierpie, ze sie do niego nie odezwę mija mi to. PO najwiekszych przykrosciach ktore mi czasem wyrzadza, swiadomie czy nie, nie umiem sie na niego gniewać. Może właśnie to jest miłość. Wszystko mu wybacze, bo jest moim ojcem, bo jest. Pamietam ze jak bylam mala dziadkowie zadawali mi pytanie: Kogo bardziej kochasz: Tate czy mame ? Zawsze wtedy płakałam. bo nie potrafie na to odpowiedziec. Z matką mam lepszy kontakt, ale ojca mam tez jedynego. Czesto na niego narzekam ze sam nic nie robi a mnie sie o to czepia ale to sa tylko pierdoły ! To się nie liczy ! Teraz chciałabym mu podziękować, że to że dał mi życie, że dał mi miłość (której może czasem nie sotrzegam) i za wszystko !
Tato ! Kocham Cię !

celqa : :