Mój Ojciec...
Nie wiem dlaczego wzielo mnie teraz na przemyslenia o moim ojcu...Moze dlatego ze jestem tylko z nim teraz w domu...Matka po pracy miala jakas sluzbową wigilię i jeszcze nie wróciła (jest godzina 21 20) a z domu wyszla o 6 30 rano. Pewnie specjalnie nie wraca, dalej sie do ojca nie odzywa.... Kiedyś im przejdzie..
Sama sobie sie dziwie dlaczego wczesniej nie napisalam nic o ojcu ? Owszem jechalam po rodzicach, ogolnie ze sa poryci i ze ich kocham, ale chyba najwyzsza pora zastanowic sie nad osobą Ojca w moim życiu.
Zaczne od początku, no może prawie od poczatku. Kiedy bylam w zerowce, pierwszej oraz drugiej klasie ojciec wyjechal na delegacje do Czech, zeby zarobic. Jak wiadomo dziecko 6-8 lat poznaje swiat, poczatek szkoly , nowe znajomosci obowiazki, kształtuje sie jego psychika. Niestety wtedy ojca przy mnie nie bylo. Nie mogę miec oczywiscie do niego o to pretensji, chcial dla nas dobrze. Gdyby nie ta praca nie mielibysmy samochodu, działki itp. Faktem jest ze do domu przyjezdzal prawie co kazdy weekend, ale oczywiste bylo ze wtedy chcial pogadac, rozluznic się, wiec pil. O rozmowach nie bylo mowy, praktycznie oprocz tego co mu matka powiedziala nie wiedzial o mnie nic.. Swoja nieobecnosc chcial mi wynagrodzic prezentami ktore mi przywozil... Ale to nie było to. Mi było potrzeba ojca. To nie jego wina ze wyjechal, ale wydaje mi sie ze przez to stracil wiele z mojego wychowania, z mojego zycia. Przez te ponad 2 lata stracilismy kontakt ze soba... Nie potrafilismy ze sobą rozmawiac...
Tak na dobra prawe to dalej tak jest. Kazda sprawe jaka mam do zalatwienia ide z tym najpierw do matki, zeby ona ojcu przekazala... Bo ja nie potrafie z nim gadac. Bo zawsze przychodze w nieodpowiedniej porze: albo wlasnie je, albo czyta, albo oglada telewizję. Zreszta czuje ze nie ma do mnie cierpliowsci. Wlasnie matka wrócila. I widac juz roznice. Jak ojciec przychodzi do domu, rzucimy sobie zdawkowe "Czesc" ale na tym sie konczy. Matka przyszla i juz opowiadamy sobie jak nam minal dzien. Z ojcem nigdy nie gadam co u nas słychać. Tylko sporadycznie po kilku piwach ojciec sie zapyta jak tam w szkole, zdecydowanie jednak wystarcza mu prosta odpowiedz : "Dobrze". Może wydaje Wam sie ze to pierdola, ale ja czasem naprawde odczuwam brak kontaktu z ojcem. Matka wie o wszystkim o moich przyjazniach, wrogach, miłosciach... Ojciec tylko oglnie czy mam chłopaka czy nie, zna Kasię. Zauwazylam ze nawet kiedy mu powiem o swoich planach, swoim zyciu po prostu mnie nie słucha. Sebastiana znam juz tyle czasu, tyle razy mówiłam ojcu o nim a za kazdym razem gdy o nim wspomne ojciec pyta: Kto to Sebastian? Prawie 3 lata chodze na spotkania piatkowe na RRN, a za kazdym razem o tej samej porze slysze pytanie: Gdzie sie wybierasz. Bo tak, to zdecydowanie go interesuje, ale też nie do konca. Interesuje go zeby mi kazac wrocic wczesnie. Ostatnio tez tak bylo. Prosilam abym mogla miec w sobote wiecej czasu, bo zlot jest, bo mi zalezy. Ojciec jak zwykle powiedzial, ze nie ma mowy, ze mam byc o 11 w domu. Po krotkiej klotni dopiero powiedzial "A idz gdzie chcesz i wracaj kiedy chcesz, nie interesuje mnie to" I tak wlasnie się z nim gada. Mamie spokojnie wytłumaczyłam ze bede o 0 30 bo tak mam autobus i nie było problemu. I wszyscy byli zadowoleni,bo wrociłam na czas. Ale ojciec musial sie postawić.
Tak samo jest ze szkoła. Tak ogolnie to nie interesuje go co u mnie w szkole słychac, raz byl tylko na wywiadowce (bo mial do wyboru isc na wywiadowke albo przyjmować ksiedza- wybral to pierwsze). Ale nic sie nie dowiedzielismy z niej. Bo jego to nie interesuje, ma swoje problemy. Co do mojej edukacji wtraci sie tylko jak zobaczy ze mam slabe oceny. Wydrze sie ze sie nie ucze, ze sie nie staram. Sam twierdzi ze to moj problem ze nie moge zrozumiem matematyki i ze powinnam sie cieszyc ze mi amtka pomaga bo jemu nikt nie pomagal. Fakt, wiem ze mial naprawde ciezke dziecinstwo. Ojciec od nich odszedl gdy byl jeszcze malym chlopcem, wychowywala go matka, moja babcia, prosta kobieta ktora rzeczywiscie nawet nie miala jak mu pomagac w lekcjach. Ale czy to znaczy ze ja tez mam z tego powodu cierpiec ?
Wiem, ze było mu naprawde trudno, tymbardziej ze znam babcie i jej zasady: Nikomu nie ufaj, kazdy to wróg. To pewnie powodowalo ze ojciec nie mial zbyt wielu znajomych, czul sie samotny. Zreszta dalej tak jest. Dalej oprocz jednego malzenstwa nie maja zadnych przyjaciol, zreszta od nich tez sie powoli odsuwaja.. Czasem gdy spotykamy sie w gronie : ja, Matka, Ojciec i Dziadek a na stole jest pusta butelka ojciec mowi ze jako dziecko bardzo brakowalo mu taty, ze sama nie doceniam tego co mam. Doceniam, ale jak mam to okazywac ? Całowac go po stopach ? Echh nie wiem.
Nie moge miec do Niego zadnych zarzutów kiedy go o coś poprosze, np naprawienie walkmana, przybicie gwozdzia to zawsze to robi, czasem sie tylko nasłucham ze w sumie jestem juz duza i ze moglabym sama to robic (no moze oprocz naprawy walkmana).
Co mnie jeszcze boli w kwestii ojca ? To to, ze nigdy, naprawde nigdy nie usłyszalam od niego dobrego slowa, zadnej pochwaly. Przykladowo ide na dyskoteke, nigdy nie powiedzial ze dobrze wygladam, ale zapyta sie czy ide sie kurwić ? Ze wygladam jak marylin Manson po śmierci albo cokolwiek w tym stylu. Nigdy nie pogratulowal mi 5 w szkole, ale za 1 nie raz zebralam jazde, czemu sie nie nauczylam ?! wiecznie mi mówi ze nic nie potrafie zrobic, ze powinnam sie wlaczac do prac w kuchni. Czepia sie ze piec ciast nie umiem, ale nie pamieta ani tych ciasteczek co je pol dnia robilam, jablecznika ktory z Kasia robilam.... Nie to jego pamiec wymazala z pamięci. Dla niego i tak jestem pod tym wzgledem zerem.
Ostatnio najbardziej doskwiera mi to, ze pije. Trochę głupio mi sie tak skarzyc na to, tymbardziej ze czytaja to moi znajomi, ale w konu po to prowadze tego bloga aby mu sie wyzalić. Alkohol.... kiedys nie wierzylam ze ma az taka destrukcyjna sile...Tymbardziej ze sama lubie wypic, ale to jest cos innego. Ojciec po kilku piwach robi sie agresywny. Jak juz tu pisalam rozwalil pilota od Tv, matka ma od tego siniaka. Fakt, na mnie nigdy nie odwazyl sie podniesc reki (skoczylo sie na wyzwiskach: szmata, kurwa itp) ale czasem wolałabym chyba dostac wpierdol bo te slowa bardziej bola... Szczegolnie z ust wlasnego ojca.. Wiem, ze czasem sama go prowokuje, ale nie nawidze jak po pijaku bierze sie za moje wychowanie, po spoznij sie z tym trochę... A ja naleze do osob ktore nie dadza soba pomiatac, wiec na atak jest odpowiedz itd. Tak sie wlasnie rozpetuje kłotnia. Choc ja i tak staram sie nie wchodzic mu w droge, zamykam sie w pokoju przed komputerm i dopuki nie przyjdzie i nie zacznie mi gadac, ze znow marnuje czas na chacie, ze znów zajmuje sie czyms ogłupiajacym to jest spokoj. Gorzej kiedy przekroczy granice mojego "terytorium".
Nie wiem co o nim pisac.... z tej notki mozecie wywioskowac, ze moj ojciec jest potworem. Ale nie, tak nie jest, Ma sporo wad, to prawda, ale ja GO KOCHAM ! Jest moim ojcem ! Dzieki niemu jestem na tym świecie ! Dzieki niemu mam dach nad głowa, co jesc do szkoly boso też chodzić nie muszę. Kocham go za wszystko co dla mnie zrobil, wiem ze chc dla mnie dobrze, ale ponieważ w domu sam nie mial zbyt dobrego przykladu sam nie wie jak mi pomóc. Teraz gdy kolejny dzien nie gada z matka jest mi go zal. BO jest taki samotny. Ja z nim rozmawiać nie umiem, matka sie nie odezwie. Nie potrafię tego wytłumaczyc, ale nawet po najwiekszej kłotni, pomimo ze sie zarzekam ze go nie cierpie, ze sie do niego nie odezwę mija mi to. PO najwiekszych przykrosciach ktore mi czasem wyrzadza, swiadomie czy nie, nie umiem sie na niego gniewać. Może właśnie to jest miłość. Wszystko mu wybacze, bo jest moim ojcem, bo jest. Pamietam ze jak bylam mala dziadkowie zadawali mi pytanie: Kogo bardziej kochasz: Tate czy mame ? Zawsze wtedy płakałam. bo nie potrafie na to odpowiedziec. Z matką mam lepszy kontakt, ale ojca mam tez jedynego. Czesto na niego narzekam ze sam nic nie robi a mnie sie o to czepia ale to sa tylko pierdoły ! To się nie liczy ! Teraz chciałabym mu podziękować, że to że dał mi życie, że dał mi miłość (której może czasem nie sotrzegam) i za wszystko !
Tato ! Kocham Cię !